12:30

Dobrze zaczęty rok - podsumowanie stycznia 2019



Styczeń był wyjątkowo rozczarowujący, choć tym razem tylko pod względem osobistym. Książkowo wypada całkiem nieźle, bo siedem przeczytanych pozycji w miesiącu obfitującym w zarwane noce, zdane i niezdane egzaminy oraz dziesięć godzin codziennie w pracy to naprawdę wyczyn. Może nie są to pozycje wysokich lotów (w większości), jednak czytanie znów zaczęło sprawiać mi przyjemność, a przestało stawać się przykrym obowiązkiem.

Jak wspominałam powyżej, początek stycznia to egzaminy i naprawdę nic bardziej stresującego mnie nie spotkało. Mimo wszystko, oceny końcowe są naprawdę dobre z wyjątkiem tej podstawowej matematyki. Ten przedmiot jest czymś, z czego jednak nie potrafię pisać testów i egzaminów, za bardzo stresuje się i męczę.

W styczniu trochę nadrobiłam filmowe zaległości. Wróciłam do swoich ulubionych bajek i produkcji, co było naprawdę fajne i odprężające. Sukcesywnie nadrabiam również Grę o tron i nawet zdążyło mi to naprawdę złamać serce.

Przeczytane: 

O tej książce pisałam już na blogu, recenzja została podlinkowana, więc jeśli chcecie przeczytać pełną opinię -  zapraszam do tego wpisu. Książka, która łamie serce i na powrót je skleja, choć może nie tak, jak każdy tego oczekiwał. 

2. Gwiazdy fortuny Nora Roberts  (03.01.2019 rok) - 399 stron 
Nora Roberts pisze książki specyficzne w swej prostocie i schematyczności. Nie każdemu pasują, ale też nie zbierają ogromu negatywnych opinii i komentarzy, jak niektóre powieści i ich twórcy. Gwiazdy fortuny to romans z elementami fantastyki, który zawierał w sobie wszystko to, czego oczekiwałam i nic więcej. Wypożyczając i czytając książki Roberts naprawdę nie mam przeogromnych oczekiwań względem nich. Mają bawić, zabijać nudę i wciągać czytelnika, ale również mocno nie męczyć umysłu. Powieść na kilka godzin spędzonych luźno, z kubkiem herbaty i czymś do przegryzienia, totalny chill.
Autorka wplotła trochę fantastyki, poszukiwań, walki dobra ze złem i ciekawych postaci, które nie budzą negatywnych emocji. Kibicujemy im, ale też tak naprawdę wiemy co wydarzy się i kiedy. Nie ma więc stresu, że coś nie pójdzie po naszej myśli.
Gwiazdy fortuny nadają się na spokojne wieczory z lekturą niezbyt ambitną, ale również nie męcząco głupią, jak chociażby 365 dni, których nie potrafię skończyć i pójść dalej. Polecam, ale nie oczekujcie wielkich wybuchów emocji czy nieprzewidywalnej akcji, bo książka ta dobra jest dzięki swojej prostej formie i nieudziwnionej treści.

3. Mikołaj na zamówienie Jenika Snow, Jordan Marie  (05.01.2019 rok) - 148 stron 
Święta, święta i po świętach, ale uznałam, że ten specyficzny nastrój chcę utrzymać jeszcze chwilę i w związku z tym zabrałam się za książkę, którą kupiłam w przedświątecznych zakupach na stronie Empiku. Szczerze? Żałuję tej decyzji całym serduchem, choć do niedawna sądziłam, że każda książka, nawet ta najgorsza treścią i stylem daje coś od siebie czytelnikowi. W tym wypadku tak nie było. Przez 148 stron mamy kulejącą fabułę, styl pełen wulgaryzmów i jakichś dziwnych słów (cipeczka(???)) oraz bohaterów, którzy są tylko obiektami fantazji seksualnych frustracji.
Nie wiem, co autorki miały na myśli, ale w ogóle nie wyszedł im ani świąteczny klimat, ani jakaś relacja pomiędzy postaciami. Książka skupia się na rżnięciu i to widać. Nie mamy tu nic innego, ewentualnie dodatek w postaci samca alfa i biednej kobiety, która oczywiście MUSIAŁA mu ulec.
Niesmaczna i do bólu przewidywalna. Radzę odpuścić sobie tę lekturę i lepiej przeczytać już te cholerne 50 twarzy... Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś takiego publicznie.

4. Ameryka w ogniu Omar El Akkad  (08.01.2019 rok) - 463 strony 
Tutaj również macie aktywny link do recenzji, nie będę się zatem powtarzała i pisała tego samego. Emocje związane z tą książką w ogóle nie osłabły, a to o czymś świadczy.

5. Dziecko na sprzedaż Gina Wilkins  (13.01.2019 rok) - 188 stron
Harlequiny mają to do siebie, że są bardzo lekkie i niebywale przewidywalne. Historia zawsze kręci się wokół jednej pary i relacji, jaką między sobą tworzą. W tym wypadku mamy jeszcze jakąś intrygę, ale bardzo przewidywalną i uproszczoną o jakąkolwiek akcję. Taka tam króciutka książeczka na godzinę relaksu czy też obśmiania całej fabuły. Nic ciekawego, same schematy, jednak bardzo szybko się czyta i nie wpędza w skrajną irytację.

6. Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów Iza Komendołowicz  (27.01.2019 rok) - 320 stron
Jeszcze nie wiem, kiedy i w jakiej formie recenzja pojawi się na blogu, ale możecie jej wyczekiwać. Tak szczerego w przekazie reportażu nie zostawię bez opinii z mojej strony.

7. Przekroczyć granice Katie McGarry  (31.01.2019 rok) - 495 stron
Dla tej książki poszłam kompletnie nieogarnięta do pracy i powiem, że to jedna z lepszych młodzieżówek, które ostatnio przeczytałam.

Razem: 2381 stron 
Dziennie: 77 stron 

Dwie ostatnie książki stycznia na pewno będą miały swoje recenzje w lutym. Moje plany na ten krótki miesiąc to trochę powrotów do ulubionych pozycji, reportaże, klasyka literatury polskiej i coś od wydawnictwa. Jest na co czekać.


Obejrzane: 


1. Thor (pierwsza część) -filmy Marvela to coś, co kocham całym sercem. Czasami oglądam je kilkanaście razy nim idę do kolejnych, ale taka dola fanki. Nordyccy bogowie są tematem, z którym ostatnio mam większy kontakt, bo trochę o tym czytam. Szczera miłość do Toma również zrobiła swoje i na pewno w lutym nadrobię dwie kolejne części, by zobaczyć jak rozwinęły się te wątki.

2. Sindbad: legenda siedmiu mórz - niech pierwszy dorosły rzuci kamieniem, jeśli nie ogląda bajek. Cóż, kamienie nie latają, więc nie jestem jedyna w tym co robię, a powrót do moich ukochanych produkcji z dzieciństwa to już tradycja. Sindbad był pierwszym bad boyem w moim życiu i jedynym, który zostanie ze mną do końca. Nie przesadzam. 

3. Wonder Womanw sumie jak teraz o tym myślę to w lutym pewnie dostaniecie pełną recenzję tego filmu oraz recenzję zbiorczą innych filmów przeze mnie obejrzanych, a jest ich naprawdę dużo. Tutaj plus za silną postać kobiecą, inspirującą historię, którą można interpretować na wiele sposobów i uroczego oficera, który doprowadził mnie do napadu płaczu. I to nie żaden spoiler. 

4.Nie otwieraj oczu - coś, czym Netflix bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Najlepsza produkcja, jaką wypuścili i mówię to naprawdę szczerze. Genialna fabuła, gra aktorska i taki niepokój, który nie opuszcza widza nawet po zakończeniu filmu. Warto zobaczyć.

5. Mother - chyba horror, na pewno przydługi film, bardzo męczący, nawet pomimo tego, że ogląda się go z jakimś zainteresowaniem. Kreacja bohaterów również niezbyt przypadła mi do gustu. Ogólnie bardzo słabe. 

6. Avengers: wojna bez granic - szykuje się już na premierę drugiej części i konieczną terapię, gdy już będzie po seansie. Więcej i bardziej sensownie napiszę w recenzji. 

7. Tamte dni, tamte noce - film, o którym było naprawdę głośno swego czasu, jednak ja jestem osobą, która niezbyt lubi oglądać filmy w dniu ich premiery lub krótko po. Wtedy mój osąd jest mocno zależny od tego, co piszą inni. Produkcja bardzo podoba mi się za niesamowite podejście do tematu pierwszej miłości, takiego zauroczenia i tego, jak zachowują się wtedy młodzi ludzie. Na pewno nie spodoba się każdemu, chociażby przez kontrowersyjne sceny, ale warto go obejrzeć. 

8. Casting na JonBenet - o tej sprawie było naprawdę głośno i tak naprawdę nadal jest, chociażby przez ostatnie postępy (?) w śledztwie. Netflix przedstawił całą historię w niecodzienny sposób, bardzo skupiając się na ogólnej ocenie społeczeństwa, zdaniach, które wtedy były bardzo podzielone i najbardziej uwikłanych w to osobach. 

9. Czarny łabędź - coś, co każdy zna i mi również ten tytuł nie był obcy, jednak nigdy nie obejrzałam go w całości. Z jednej strony film bardzo przewidywalny, ale samo zakończenie robi taką robotę, że naprawdę nie wiadomo co było prawdziwe, a co uroiła sobie główna bohaterka. Niesamowite wrażenie robi kreacja aktorów, więc warto obejrzeć.

10. Kto tam? -teoretycznie thriller, a w praktyce bardzo marny zapychacz czasu. Nic zaskakującego, irytujące postacie i jedyne, nad czym drżałam i martwiłam się to los psa o chwalebnym imieniu Małpiszon. Dla mnie film wyjątkowo słaby i marny.

11. Wiek Adeline - recenzja niedługo

12. Crimson Peak - uwielbiam takie filmy, które teoretycznie mają być horrorami, jednak są tak pięknie nagrane i z tak świetną obsadą oraz historią, że strach schodzi u mnie na dalszy plan i jestem po prostu zachwycona seansem. Tom przypomina tutaj trochę Lokiego (❤️), Mia jest słodka i niewinna, a ja uważam, że to naprawdę urocza mieszanka. Zakończenie łamie serducho, ale jest też bardzo sprawiedliwe i nie wyobrażam sobie mimo całej miłości do Toma innego końca.


Jak widzicie, tych filmów było naprawdę sporo, a jeszcze trzeba do nich dodać dwa sezony Gry o tron i kilka innych seriali, które oglądałam. Na pewno będą dwie lub trzy całościowe recenzje i jakaś zbiorówka, bo musiałabym założyć osobnego bloga, by to wszystko zrecenzować.
Były słabsze i lepsze produkcje, ale chyba nie obejrzałam nic takiego naprawdę poniżej jakiegokolwiek poziomu. W lutym chcę wrócić do ulubionych filmów, obejrzeć też coś nowego i na pewno pójść na coś dobrego do kina.

Inne posty: 






Wyzwanie 52 książki w bieżącym roku jest już dla mnie standardem. W styczniu udało mi się przeczytać 7 z nich, co jest naprawdę dobrym początkowym wynikiem. Oczywiście, mam nadzieję, że w następnych miesiącach przeczytam jeszcze więcej powieści. W lutym chcę skupić się na reportażach i lekturach szkolnych. W tym roku nie biorę udziały w innym wyzwaniu. Zawsze chcę coś zacząć, ale nie mam do tego głowy i zapominam już o tym na samym początku.

Mam nadzieję, że Wasz styczeń również był dobry pod względem czytelniczym i prywatnym. Z takich jeszcze nowości to wykluczyłam mięso ze swojej diety i jeśli uda mi się ugotować coś dobrego z jakiegoś wegańskiego przepisu, pochwalę się tym na blogu, ale na razie się nie zapowiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Oddychajaca ksiazkami , Blogger