11:48

Podsumowanie listopada 2019 roku

Listopad 2019 


Listopad to miesiąc pieczenia dobrych ciast, ale niezjadliwych ciasteczek. Planowania wydatków i pomimo tego wydawania zbyt wielu pieniędzy na głupotki. Czytania tych samych książek co zawsze, oglądania Przyjaciół  i świątecznych filmów z końmi w roli głównej. To praca i spanie, więc na resztę nie było zbyt dużo czasu. Udało mi się jednak zamknąć listopad z pięcioma przeczytanymi książkami, wysprzątanym mieszkaniem i kupionymi prezentami na święta, które po raz pierwszy będę spędzała sama. Tym razem zamiast herbaty mam piwo bezalkoholowe, trochę smutku w sercu i duży nieporządek w głowie. Specjalnie dla tego postu postaram się choć trochę pozbierać. 

Przeczytane książki: 

1. Catherine i Amanda Nora Roberts - 363 strony 

Myślę, że każdy czytelnik lubi wracać do książek, które sprawiły mu jakąś przyjemność. U mnie jest tak z niektórymi powieściami Nory Roberts, a jako, że bardzo długi czas miałam zastój czytelniczy to teraz nie zmuszam się do czytania książek, na które nie mam ochoty. Stąd właśnie rezygnacja z większość współprac. Nie biorę sobie nic na głowę, nie czytam do terminu i nie muszę martwić się, czy wydawnictwu spodoba się moja recenzja. 
Siostry Calhoun to cykl Nory Roberts, który opowiada o czterech kobietach, siostrach, które żyją w rozpadającej się willi i starają się zrobić wszystko, by nie dopuścić do sprzedaży domu. Niestety, wydatki rosną, wierzyciele nie mogą dłużej czekać i do rezydencji przyjeżdża Trenton St. James III, którego firma chcę kupić dom i otworzyć tam kolejny hotel. Catherine, zwana przez rodzinę C.C nie może pogodzić się ze sprzedażą miejsca, w którym się wychowywała i robi wszystko, by zniechęcić Trenta. 
Między głównymi bohaterami rodzi się uczucie i tutaj idealnie pasuje powiedzenie, kto się czubi, ten się lubi. Autorka buduje tę więź pomiędzy C.C i Trentem, ale też pokazuje zwykłe, ludzkie wątpliwość, które ma każdy z nas. To jest mój powrót do tej powieści, co idealnie wpasowuje się w jesienny klimat. Książkę czyta się na raz i jeśli tylko czas na to pozwala robię sobie kubek gorącej herbaty i wchodzę do łóżka, tym bardziej, że przez ostatnie dni mamy taki nawrót zimnej, deszczowej jesieni. 
Druga część opowiada o Amandzie, która jest bardzo rozsądną kobietą i pracuje jako asystentka managera w innym hotelu na wyspie. W tym czasie w domu rozpoczyna się remont i przygotowania do ślubu pary z pierwszej część cyklu. Sloan jest architektem, przyjacielem Trenta i to właśnie on ma zadbać o to, by dom wrócił do stanu dawnej świetności. Oczywiście, rodzina i obcy im ludzie szukają szmaragdów, które przed laty zostały ukryte w domostwie. 
Klimat pozostał, zmieniła się tylko siostra. Książkę oczywiście polecam, ale jedynie dla osób, które lubią romanse i są w stanie czytać je z przyjemnością.

2. Lilah i Suzanna Nora Roberts - 411 stron

I znów wracamy do Nory Roberts i zakończenia cyklu o siostrach. Książkę całkowicie przypadkowo przeczytałam na raz i zarwałam dla niej pół nocy. Jak pisałam wcześniej, to bardzo przyjemny powrót do powieści, którą już wcześniej czytałam.
Lilah jest marzycielką i to ona ze wszystkich sióstr odczuwa największą więź ze zmarłą tragicznie Biancą. Podczas burzy, pod wpływem impulsu dziewczyna wybiera się na plażę, gdzie znajduje nieprzytomnego Maksa, który po ocuceniu nie pamięta, jak znalazł się w wodzie. Dopiero po usłyszeniu rodzinnej legendy mężczyzna przypomina sobie, przez kogo został wynajęty i co to znaczy.
Ta część jest moją ulubioną i nawet tego nie ukrywam. Nadal mamy ten schemat nienawiści w miłość, ale idzie się do niego przyzwyczaić. Podczas czytania takich książek nie zwracam uwagi na ich wady, a raczej skupiam się na fabule, bohaterach i tej tajemnicy, która w końcu musi zostać rozwiązana. Głównym plusem książek Roberts są ciekawi i nieirytujący bohaterowie, których się lubi. Może nie zapadają w pamięć, ale również nie świecą w oczy głupotą czy nadmierną idealnością.
Suzanna jest matką dwójki dzieci, prowadzi firmę i przeżyła bardzo trudny i brudny rozwód, który zachwiał jej wiarą w mężczyzn. Kobieta skupia się na rodzinie i ciężko pracuje, by zapewnić godne warunki swoim dzieciom. Na pewno nie ma w planach romansu z Holtem, bardzo przystojnym mężczyzną, którego kiedyś prawie potrąciła.
Przyznam, że zawsze najszybciej czytam historię ostatniej z sióstr, a to chyba dlatego, że jest napisana w bardzo ciepły i kojący sposób. Współczuję Suzannie tego, co przeżyła i podziwiam, jaką kobietą stała już po rozwodzie. Niestety, takie rzeczy dzieją się naprawdę i warto o tym pamiętać.
Ogólnie, jestem zadowolona po przeczytaniu tych książek. Szykują mi się bardziej wymagające lektury, a zaczęcie miesiąca od czegoś lekkiego to był strzał w dziesiątkę.

3. Elita Kiera Cass - 328 stron

Jeśli czytaliście recenzję to już wiecie, że średnia ze mnie fanka tej serii. Post Wam podlinkuje, ale ogólnie bez zachwytów, z dużą dozą irytacji główną bohaterką i jej niezdecydowaniem.

4. Trzy boginie Nora Roberts - 510 stron

Ostatnio chyba tylko czytam książki Roberts i nic innego. To chyba przez trochę problemów w pracy, które są wykańczające psychicznie i po powrocie do domu rzadko kiedy mam ochotę na bardziej angażującą lekturę.
Tym razem wraz z szóstką bohaterów powieści śledzimy losy trzech bogiń, które decydują o ludzkim losie. Ludzie, uwikłani w kłamstwa i sztuczki robią wszystko, by złączyć posążki. Każdy chce ich dla siebie, aż w końcu piękno znaczy krew.
Pomimo tego, że to jest romans to mamy bardzo fajny rys historyczny, wątek kryminalny i ciekawe spojrzenie na ludzkie charaktery, ale też Europę i Stany Zjednoczone. Bohaterowie są bardzo odmienni i zostali połączeni w ciekawe pary. Podoba mi się to, że tak różni ludzie potrafią się zjednoczyć, gdy chodzi o coś tak ważnego.
Trzeba uważnie śledzić poszczególne wątki, by niczego nie pominąć. Książkę czyta się wyjątkowo szybko i przyjemnie, pomimo właśnie tylu rozpoczętych wątków, które zresztą Nora Roberts w sprytny sposób zakończyła.

5. Teraz i na zawsze Nora Roberts - 399 stron

Pierwszy z trzech braci Montgomery od lat jest zakochany w tej samej kobiecie, obecnie wdowie i matce trzech żywiołowych chłopców. Beckett jest architektem i wraz z rodziną zajmuje się odbudową zrujnowanego zajazdu, który chcą przekształcić na romantyczny hotel. Romans pomiędzy dwójką głównych bohaterów, prace w hotelu i zamieszkujący go duch to nie wszystko, co tym razem postanowiła pokazać nam Nora Roberts, w książce, która otwiera Trylogię Boonsboro. 
To mój powrót do tej trylogii i muszę przyznać, że bardzo chciałabym mieć ją na swojej półce, ponieważ bardzo lubię małomiasteczkowy klimat tej powieści, bohaterów, którzy wzbudzają jedynie pozytywne emocje. Z jednym, małym wyjątkiem, ale nie powiem, o kogo chodzi, bo to byłby spoiler. Książka naprawdę godna uwagi.

Razem: 2011 stron 
Dziennie: 67 stron

Obejrzane: 

1. Ocean's 8 - film

Jednym z punktów na ten miesiąc było sukcesywne oglądanie filmów z mojej listy, która zrobiła się już naprawdę długa. Mam na niej całkowity misz-masz gatunkowy i przydałoby się chociaż w połowie zmniejszyć jej objętość.
Film opowiada o największym skoku w historii Stanów Zjednoczonych, który został zaplanowany przez Debbie Ocean i jej współpracowniczki, wszechstronnie uzdolnione kobiety, które rzuciły na szalę swój los i postanowiły złamać prawo, żeby go poprawić. Ogólnie jest to feministyczna wersja jakiegoś kultowego filmu i wywołała bardzo wielką burzę w internecie. Obrońcom filmowej klasyki nie spodobało się, że te feminazistki wpychają się wszędzie i psują taki dobry film. Szczerze, nic mnie to nie obchodzi, bo podczas seansu bawiłam się świetnie. Bardzo podobały mi się silne postacie kobiece i chyba największym zaskoczeniem była Anne Hathaway, która świetnie zagrała głupiutką i naiwną aktoreczkę, która wcale taka naiwna i głupia nie jest.
Jeśli się zastanawiacie, czy obejrzeć to ja bardzo polecam ten film. Nie oglądałam pierwowzoru, jeśli tak mogę napisać, nie przejmuję się negatywnymi komentarzami na temat feministek, do których należę, bo lubię swoją wolność, niezależność i uważam, że człowiek powinien być oceniany przez pryzmat tego, jaki jest, a nie tego, co ma w spodniach. Film jest dobry, człowiek się nie nudzi i ogląda ostatnie sceny bez poczucia, że zmarnowałam dwie godziny życia na coś słabego.

2. Tomb Raider - film

Silne postacie kobiece. W filmach, książkach i prawdziwym życiu naprawdę je uwielbiam, ale okazuje się, że bardzo ciężko jest taką postać wykreować. W tym filmie, który jest odnowioną wersją ekranizacji z Alicia Vikander w roli głównej.
Myślę, że każdy kojarzy Larę Croft, córkę szalonego podróżnika, który znika, gdy dziewczynka ma kilkanaście lat. Dorasta i jako młoda kobieta podejmuje decyzję o wyprawie do miejsca, w którym ostatni raz widziano jej ojca. Starszą wersję oglądałam jako dziecko i niewiele z niej pamiętam, ale jestem pewna, że nie była idiotycznie przeładowana efektami komputerowymi.
Nowa Lara Croft jest najbardziej irytującą postacią, z jaką kiedykolwiek miałam w filmie do czynienia. Przykro się ogląda tak dobrą aktorkę w tak słabej kreacji i w tak słabym filmie. Fabuła nie trzyma się kupy, przez pierwszą godzinę główna bohaterka powinna umrzeć kilka razy, jednak absurdalne zabiegi, by ją uratować zaskakują nas z każdej strony.
Męczyłam się bardzo, obejrzałam do końca, ale nie był to dobry film. Twórcy poszli w złą stronę i bardzo dużo stracili.

3. Następcy 3 - film

Jako starsza dziewczynka, prawie już nastolatka, ale nie do końca, uwielbiałam filmy Disney'a dla młodzieży. Pamiętam jak w każdą sobotę o dziewiątej rano zasiadałam przed telewizorem i oglądałam to, co puszczali. Nie miałam możliwości obejrzenia filmu w internecie, bo rodzice mocno ograniczali mój dostęp do sieci za co zresztą jestem im wdzięczna. Filmy Disney'a uległy zmianie, ja bardziej skupiam się na serialach dla dojrzalszych widzów i nawet nie mam telewizora w mieszkaniu.
Wiem, ze Następcy to ekranizacja książki, jednak nigdy jej nie czytałam i raczej nie planuję tego zrobić. Filmy za to lubię w głównej mierze za muzykę i sam pomysł na film o dzieciach bajkowych złoczyńców. Mamy tutaj córkę Diaboliny, syna Cruelli i jeszcze kilku potomków tych złych.
Trzecia części jest fajna, oglądałam ją z pewnym smutkiem i nostalgią, ponieważ Cameron Boyce zmarł w tym roku i oglądanie tak utalentowanej osoby, która odeszła zbyt szybko zawsze będzie budziło smutek. Sama historia trochę mnie nudziła, ale muzyka była genialna i trochę liczę na czwartą część, choć wiem, że raczej to było zakończenie całej historii.

4. Czerwień rubinu, Błękit szafiru, Zieleń szmaragdu  - filmy

Z wersją książkową zapoznałam się już kilka temu i do dzisiaj wspominam ją bardzo ciepło. Jeśli chodzi o film to ostatnio zrobiłam sobie taki krótki maraton i obejrzałam wszystkie części pod rząd. Fabuła skupia się na podróżnikach w czasie, którzy są wyjątkowi i bardzo rzadcy. Takich osób jest bardzo mało i podróżują oni pomiędzy latami, by zdobyć krew dwunastu ludzi, by zamknąć krąg, o którym mówi przepowiednia.
Gwen to genialna i ciekawa postać kobieca i niestety w literaturze młodzieżowej zdarza się tak wykreowana bohaterka bardzo rzadko. A Gideon to crush od kilku lat i dzięki tej dwójce nie mam do czego przyczepić. To było bardzo mile spędzone kilka godzin.

5. A właśnie, że tak! - film

Ostatnio chyba trochę tęsknię za dawnymi latami, a do tej komedii mam duży sentyment, bo oglądałam ją kilkakrotnie z mamą. To zabawny, trochę żenujący film, ale właśnie przez te wspomnienia ostatnio obejrzałam go znowu. Fajnie się zestarzał i nawet jeśli nie bawił mnie on tak, jak kiedyś to nadal mam w stosunku do niej ciepłe uczucia. Wiadomo, gust mi się zmienił i komedie romantyczne to nie jest pierwszy gatunek, który wybieram na wieczór, ale skłamałabym gdybym stwierdziła, że w ogóle ich nie lubię.

6. Vaiana - skarb oceanu - bajka

Kocham bajki Disney'a i pewnie to powinnam mieć napisane na nagrobku za kilkadziesiąt lat. Mimo tego to moje drugie podejście to tej nowszej produkcji. Kiedyś leciała na polsacie, ale kompletnie mnie nie zainteresowała i odpuściłam sobie oglądanie tego. tym razem jednak miałam większą ochotę na tę produkcję i zupełnie nie żałuję. Bajka jest świetna pod względem samej historii, jak i strony muzycznej, na którą zawsze zwracam uwagę. I pomimo tego, że oglądałam to jakoś na początku listopada to znów mam na to ochotę. To bardzo dużo mówi o filmie/bajce/książce czy cokolwiek innego wstawicie.

7. Rodzina od zaraz - film

Dawno nie obejrzałam tak ciepłej i wzruszającej komedii, która po prostu wyciska łzy z oczu w każdej minucie filmu. To nie jest głupkowaty film, gdzie żarty są raczej żenujące niż śmieszne. Film z ważnym przesłaniem opowiada historię rodzeństwa, które niestety tuła się różnych rodzinach zastępczych, ponieważ ich biologiczna matka nie może się nimi zajmować. Pete i Ellie postanawiają zaopiekować się dziećmi i nie do końca są świadomi tego, co wiąże się z obecnością trójki dzieci w ich życiu. Starają się, jak tylko mogą dać im dom, poczucie bezpieczeństwa i całą swoją miłość pomimo przeciwności losu i problemów, jakie mają każdego dnia. Isabela Moner, która gra skomplikowaną nastolatkę Lizzie to najlepsza postać całego tego filmu. Nie zliczę, ile razy się rozpłakałam podczas seansu, a od pewnego momentu w filmie płakałam cały czas. Jedyna moja rada, to jeśli oglądacie to na HBO GO to nie włączcie napisy, bo dubbing w tym filmie jest okropny i straszny. Psuje cały efekt, jest bardzo sztuczny i odbiera emocji wypowiedziom bohaterów. Reszta jest świetna i osobiście nie mogłam znaleźć żadnego minusa ani do niczego się przyczepić.

Dodatkowo ciągle oglądam Przyjaciół i zaczęłam kilka nowych seriali, ale nie dopisuje ich na listę, dopóki nie skończę wszystkich odcinków.
W grudniu planuję iść do kina, ale jeszcze nie wiem na co. Jest bardzo dużo ciekawych premier, więc ograniczenie się do maks dwóch wyjść może być ciężkie. Z drugiej strony jeśli będę zbierała się do kina tak jak w tym miesiącu, to nie pójdę w ogóle. Dobrze, że te kody z grouponu mi nie przepadły, bo żałowałabym pieniędzy na to poświęconych.
Wiadomo, jak grudzień to pewnie jakieś świąteczne filmy, książki i piosenki. To też czas kupowania prezentów i aż boję się tych tłumów w sklepach. Mam nadzieję, że ten miesiąc będzie odrobinę lepszy niż listopad, który mnie wymęczył.
Jak z Waszym podsumowaniem miesiąca? Ile książek macie za sobą? Jesteście gotowi na początek 2020 roku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Oddychajaca ksiazkami , Blogger