Dzisiaj post w temacie, który bardzo lubię i poświęcam mu bardzo dużo czasu. Chodzi oczywiście o świat seriali, wieloodcinkowe zmagania głównych bohaterów z ciemnymi mocami lub życiem szkolnym, które obraca się o 180' z powodu jakiegoś zdarzenia.
Uznałam, że wybiorę pięć moich ulubionych męskich postaci spomiędzy tych wszystkich produkcji, które do tej pory obejrzałam.
Moje wypowiedzi proszę brać z przymrużeniem oka.
1. Bellamy Blake
Czyli jeden z powodów, dla których przetrwałam słabsze odcinki The 100, które pomimo ciekawej akcji, czasami zwyczajnie przynudzało. Ogólnie, uwielbiam bohaterów, którzy przechodzą przemianę na przestrzeni kilku sezonów i jeśli do tego, to jest zmiana na lepsze, to już miłość murowana.
Bellamy wyszedł cało z niejednej opresji (oszczędzę spoilerów), jest lojalny, kochany i gotowy do wielkich poświęceń. Nie jest ideałem, choć gdy się uśmiecha, niewiele mu brakuje. Czekam na 5 sezon z nadzieją, że będzie go jeszcze więcej i nie postanowią go uśmiercić, czego naprawdę się boję,
2. Theo Raeken
Ciągnie mnie do tych złych, oj ciągnie. Kto by pomyślał, że tak dobrze obiecująca męska postać w Teen Wolf (mało ich tam po odejściu Dereka) okaże się taka zła? Podejrzenia były, ale mimo wszystko i tak zostaję przy tym wyborze, bo liczę, że w finałowy odcinek zmieni wszystko i czeka nas happy end, a nie morze wylanych łez i groźba zawalenia się tony chusteczek na nasze głowy. Theo najlepsze sceny miał z Mieczysławem, pokazując trochę czarnego humoru, przebiegłości i zawziętości. Za to go najbardziej polubiłam.
3. Derek Hale
Musiałam. Moja fascynacja tym wilkołakiem jest nadal świeża i jego powrót w 6b przyjęłam jako błogosławieństwo, które trochę uratowało ten sezon, który uważam za najsłabszy w całym serialu (recenzję napiszę po niedzieli i 20 odcinku). Derek to postać, której tak naprawdę nie można jednoznacznie określić. Na pewno posiada genialne poczucie humoru, które widać od pierwszych odcinków i do tego pojawia się często bez koszulki. Wszystko na plus.
Nie znam żadnego z nich, ale zarówno "The 100" jak i "Teen Wolf" mam w planach kiedyś obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Gosia, czytelniczkaa97.blogspot.com
Co do Theo... Nie byłam co do niego pewna do 6x20. Tam całkowicie przepadłam. Kupiła mnie scena, gdy wraz z Liamem mówią, że za siebie nie umrą, a potem jeden osłania drugiego przed latającymi pociskami... bomba. :D
OdpowiedzUsuńNie kojarzę pierwszego pana, ale Teen wolf oglądam od lat i uwielbiam ich całym sercem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
mariadoeseverything.blogspot.com